List spod gruzów

To historia, która idealnie nadaje się na scenariusz filmowy kina akcji z hollywoodzkim budżetem. Jest w niej wszystko, co niezbędne – śmierć, miłość, tajemnica i wielowymiarowi, pełnokrwiści bohaterowie. Nim zginą, uda się im ukryć bezcenne dokumenty. Będą jak list w butelce rzucony przez rozbitków w morze. Z tą różnicą, że wiadomość nie dotyczy losów kilku ludzi, lecz całego narodu. List z piekła był o włos od zniszczenia. Udaje się go wydostać w ostatniej chwili, ale części informacji do dziś brakuje.  

Pierwsze kadry mogłyby być takie: grupka mężczyzn pochyla się nad ziemią w miejscu, które kiedyś było ulicą gęsto zabudowaną domami różnej wysokości. Teraz zmieniło się w jednolite rumowisko – monotonny, księżycowy krajobraz, gdzie z trudem można odnaleźć nawet ślady po dawnych domach. „Łopaty wyrzucają jeden decymetr ziemi po drugim. Stoimy (…) – relacjonuje jeden z nich, Michał Borwicz. – Wulf, Blumental, Wasser i ja, patrzymy na siebie, i tylko we wzroku odgadujemy wzajemnie te same myśli: czy w ogóle…? Nagle łopata napotyka na coś twardego. Po pewnym czasie ukazuje się pierwsza metalowa skrzynka. Potem już warstwami – osiem. W drugiej komorze – dwie dalsze….”.

artykuł przeczytasz na łamach dwytygodnik.com